Swing, swing, swing…
Fantastyczny, głęboki głos, luz, uśmiech, dowcip i znakomite gesty to najkrótsza charakterystyka Marca Thomasa. A do tego wytrawni polscy jazzamani w równoprawnych rolach na scenie. Tylko gdzie tu ”Sztuka Współczesna”?
Czarnoskóry wokalista, a czasem także saksofonista przyjechał do Polski z Francji już po raz drugi. Wychowany w kulcie starych swingowych przebojów wchłonął je i przetrawił wręcz po mistrzowsku. Uśmiechnięty i skromny potrafił improwizować scatem i bawić widzów aluzjami do naszych skłonności do alkoholu, ale przede wszystkim śpiewał, śpiewał, śpiewał.
Ale nie tylko Marc Thomas był gwiazdą koncertu w Famie. Weteran bębnów Kazimierz Jonkisz, ciepła trąbka Roberta Majewskiego, pełen inwencji Andrzej Łukasik na kontrabasie i czujnie rozmawiający z pozostałymi muzykami fortepian Pawła Perlińskiego tworzyły prawdziwy swingujący monolit. Tylko co te smakowite danie miało wspólnego z ”Dniami Sztuki Współczesnej”? Może miało być dowodem, że zawodowstwo na scenie nawet w muzyce z lat 30. XX wieku jest oznaką współczesności?