Noc muzeów
Z kilku miejsc dobiegał szczęk oręża, pachniało grochówką i pierekaczewnikiem, rozbrzmiewały orientalne melodie, latynoskie rytmy i przedwojenne szlagiery. Do północy białostoczanie buszowali po muzeach dodając życia pozornie tylko zakurzonym wnętrzom.
Bilans drugiej ”Nocy muzeów” to 3 wernisaże, kilkaset porcji zjedzonej grochówki, niewiele mniej wybitych okolicznościowych monet i wykonanych własnoręcznei fin de siecle’owych pocztówek. Do tego miliony plików ze zdjęciami i amatorskimi filmami wykonanymi przez roześmianych gości muzeów i galerii. A było co oglądać.
My naszą muzealną Odyseję rozpoczęliśmy od Muzeum Wojska. Obejrzawszy nieco humorystyczne zmagania wojów i pokrzepieni żołnierską grochówką ruszyliśmy do Ratusza. Tam przywitał nas szczęk oręża, a w podziemiach jedna setna spośród skarbów jakie w ciągu 50 lat wydobyli z naszych ziem lokalni archeolodzy. Na dziedzińcu Muzeum Historycznego roznosił się zapach tatarskiej strawy, a piękności o wschodnich rysach tańczyły w rytmach Orientu.
O 20tej przy Kilińskiego wystrzelono z hakownicy ogłaszając początek astronomicznej nocy. Starsi i młodsi z zapałem wybijali monety i z zaciekawieniem oglądali zbiory umundurowania i oręża. Tymczasem w Muzeum Rzeźby krew rozgrzewało Trio Exclamation. Chwilę zadumy nad istotą człowieczeństwa wzbudziły prace Lilli Kulki.Ale nas ciągnęła już magia Galerii im. Sleńdzińskich. W środku zabawa kilku pokoleń przy wykonywaniu pocztówek trwała do późnej nocy. Na górze zaś czekała fantastyczna kolekcja pocztówek z Grodna, a jej właściciel okazał się być przemiłym młodym człowiekiem. Najbardziej wytrwali wieczór zakończyli wizytą w bożnicy w Tykocinie. Tej nocy długo nie zapomnimy.