Reklama

Na złamanie nogi się nie umiera

Na złamanie nogi się nie umiera – a jednak…zdarzają się ”przypadki” zaniedbań? zaniechań?
”Na złamanie” nogi zmarł mężczyzna. Miał pecha, że pracując przy gospodarstwie na nogę stoczyła mu się bela z sianem. Na tyle nieszczęśliwie, że nie dość, że kość udowa pękła na długości 10 cm, to jeszcze było to złamanie otwarte.

Natychmiast wezwane pogotowie przyjechało niezwłocznie.
”- Około godziny 18 tata był już w bielskim szpitalu – mówi Artur Jakubowski. – Ale to wcale nie oznaczało, że zaraz znalazł się na sali operacyjnej, a z tego, co wiem, takie złamania należy operować do 6 godzin od zdarzenia. Potem mogą nastąpić komplikacje.”

I niestety komplikacje nastąpiły. Pacjent położony został na stole operacyjnym dopiero następnego dnia. Syn zaraz po zabiegu odwiedził w szpitalu ojca. Niby wszystko było w porządku. Ojciec po zabiegu czuł się dobrze.

”- Nazajutrz jeszcze raz odwiedziłem tatę – dodaje Artur Jakubowski. – Tym razem z bratem. Stan zdrowia taty trochę mnie zaniepokoił. Strasznie się pocił. Cała piżama i poduszka były mokre. Brat chodził do lekarzy i mówił, że coś jest nie tak. Informował również pielęgniarki. Ci mówili, że to jest normalne po takim zabiegu. Ale dzień wcześniej przecież czuł się dobrze. Wierzyliśmy w fachowość naszej służby zdrowia.”

A potem to już podróż do Gdyni do komory hiperbarycznej. Okazało się, że wdała się gangrena.
”Z Bielska Podlaskiego do Warszawy pacjent z gangreną wyruszył w podróż karetką pogotowia. Z Warszawy do Gdańska przewiozło go pogotowie lotnicze. Z Gdańska do Gdyni pacjent był wieziony znowu karetką. I to była jego ostatnia podróż. Do Gdyni nie dojechał. Zmarł w karetce.”

Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. Sprawą zajęła się prokuratura.

Reklama