Reklama

Lowlanders w finale!

Zarówno Lowlanders Białystok, jak i Tychy Falcons doszli do tego samego etapu rozgrywek, co przed rokiem. Aktualnych mistrzów Polski po raz drugi z rzędu zobaczymy w Polish Bowl, natomiast Sokoły znowu zakończyły rywalizację na półfinale. Ludzie z Nizin przepustkę do starcia finałowego uzyskali dzięki pokonaniu tyszan 49:19.


Lowlanders Białystok – Tychy Falcons 49:19 (7:0, 20:13, 9:6, 13:0)
Punkty dla Lowlanders: Pawlaczyk – 18, Zubrycki – 12, Czaplejewicz – 6, Dausin – 6, Pacewicz – 5

–  Punktem kulminacyjnym w sezonie była 3. kolejka, w której przegraliśmy właśnie z Falcons. Od tamtego czasu minęły ponad 2 miesiące i możemy oglądać zupełnie inny zespół, zarówno mentalnie jak i sportowo. 6 zwycięstw z rzędu na pewno robi wrażenie, lecz mecz finałowy to zupełnie inna bajka. Jesteśmy już bogatsi o doświadczenie z ubiegłego roku i na pewno wspomnienia będą nas napędzać. Mamy też zawodników, którzy tego nie zasmakowali, co także działa na nich motywująco. Na pewno Panthers będą chcieli udowodnić, że w tamtym roku była to wpadka z ich strony i to oni zasługują na miano najlepszej drużyny w kraju. Jak będzie 29 czerwca, to się jeszcze okaże. Do tego czasu wiele może się wydarzyć, poza tym na boisku mamy po 11 zawodników, więc czasami dyspozycja dnia może zadecydować o finalnym rezultacie. – podsumował Piotr Morko, prezes Lowlanders

Relacja:

Gospodarze byli w sobotę żądni rewanżu na ekipie ze Śląska, która z poprzedniej wizyty na Podlasiu przywiozła nieoczekiwane zwycięstwo nad mistrzami Polski. Teraz jednak już od pierwszych minut Lowlanders pokazali rywalom, że tak łatwo nie będzie. Pierwsza seria ofensywna białostoczan zakończyła się przyłożeniem Mikołaja Pawlaczyka po 1-jardowym biegu. Kopnięciem podwyższył Wojciech Pacewicz i gospodarze prowadzili 7:0. W pierwszej kwarcie kibice oglądali tylko jedno przyłożenie, jednak worek z akcjami punktowymi po zmianie stron rozwiązał się na dobre.

Ponownie w endzone, tym razem po około 8-jardowym biegu zameldował się Pawlaczyk i po celnym podwyższeniu Pacewicza Lowlanders wyszli na czternastopunktową przewagę. Po kilku minutach odpowiedzieli jednak wreszcie przyjezdni. Kilkujardowa akcja podaniowa Falcons zakończyła się efektownym przyłożeniem Tomasza Nowaka, który piłkę posłaną przez Keitha Raya zdołał złapać jedną ręką, co pozwoliło gościom na zanotowanie kontaktowego przyłożenia, które podwyższył jeszcze za jedno „oczko” Krzysztof Richter.

Radość zespołu prowadzonego przez Michała Kołka nie trwała jednak długo, ponieważ jeszcze przed przerwą ich strata się powiększyła. Najpierw w polu punktowym zameldował się Krzysztof Czaplejewicz po 6-jardowym biegu, jednak sędziowie z powodu holdingu po stronie Lowlanders nie mogli tej akcji zaliczyć, dodatkowo nakładając na gospodarzy dziesięciojardową karę. W wyniku kolejnych błędów mistrzowie Polski jeszcze bardziej oddalali się od endzone, jednak ta seria ofensywna i tak zakończyła się przyłożeniem.

Po 25-jardowej akcji podaniowej ze świetnej strony pokazał się Tomasz Zubrycki, który wymanewrował dwóch graczy defensywy Falcons, a następnie mimo ataku trzeciego gracza, i tak zdołał wbiec w pole punktowe. Po celnym kopnięciu Wojciecha Pacewicza na tablicy pojawił się rezultat 21:7. Po kilku minutach mieliśmy bardzo podobną akcję, ponownie zakończoną touchdownem Tomasza Zubryckiego po 25-jardowej akcji podaniowej. Tym razem jednak po raz pierwszy pomylił się Pacewicz, lecz prowadzenie Lowlanders wynosiło już dwadzieścia „oczek”. Do końca pierwszej połowy pozostało wówczas raptem kilkadziesiąt sekund, jednak tyszanie zdołali jeszcze przed gwizdkiem kończącym tę część meczu odpowiedzieć błyskawicznym przyłożeniem. 50-jardowa akcja podaniowa dała touchdown Konrada Kondraciuka, po czym podwyższyć nie zdołał Krzysztof Richter, którego kopnięcie zostało zablokowane. Do szatni Lowlanders zeszli więc z prowadzeniem 27:13.

W drugiej połowie goście liczyli na odrobienie strat, lecz już w pierwszej akcji trzeciej kwarty trzech defensywnych liniowych mistrzów Polski zsackowało Keitha Raya. Amerykanin zrehabilitował się po chwili w najlepszy możliwy sposób, notując efektowną akcję biegową przez pół boiska, która dała przyjezdnym kontaktowe przyłożenie. Krzysztof Richter ponownie nie zdołał podwyższyć, tym razem kopiąc piłkę w słupek. Lowlanders chcieli szybko odpowiedzieć, lecz mimo dojścia blisko pola punktowego, trzy próby nie dały im przyłożenia, a w ostatniej po podjęciu ryzyka gry, dalekie podanie Rexa Dausina zakończyło się przechwytem LaParisha Lewisa. Amerykanin nie zachował się jednak najlepiej, notując interception w czwartej próbie pod własnym polem punktowym.

Nie minęło wiele czasu, a mistrzowie Polski cieszyli się z safety wywalczonego przez Zacharego Blaira, które powiększyło ich przewagę do różnicy dwóch posiadań. Misja odrabiania strat przez Falcons znacznie skomplikowała się w trzeciej kwarcie, ponieważ kontuzji doznał Keith Ray, którego na boisku zastąpić musiał Dominik Niedziela. Wejście znacznie mniej doświadczonego rozgrywającego wykorzystał szybko Blair, któremu udało się zanotować sacka. Ofensywna niemoc gości była bardzo widoczna, z czego bezlitośnie korzystali Lowlanders Białystok. Ich prowadzenie w trzeciej kwarcie po solowym, 20-jardowym biegu podwyższył Rex Dousin i po udanym podwyższeniu Wojciecha Pacewicza gospodarze prowadzili już 36:19. W ostatniej akcji tej odsłony błysnął jeszcze Tomasz Żukowski, który w sobotę powrócił do gry w barwach Lowlanders. Linebackerowi, który w tym sezonie był przede wszystkim członkiem sztaby trenerskiego, udało się przechwycić piłkę i wbiec w pole punktowe.

Sędziowie nie mogli jednak zaliczyć tego pick six, ponieważ kapitan Ludzi z Nizin na piątym jardzie nadepnął na linię boczną i to stamtąd atak już w po zmianie stron rozpoczynała ekipa Alexa Burdette. Dało to wymarzoną okazję na pokazanie się Krzysztofowi Czaplejewiczowi, który po akcji biegowej wpisał się na listę punktujących. Podwyższenie Wojciecha Pacewicza zostało zablokowane, lecz gospodarze i tak mogli być już niemal pewni awansu do Polish Bowl XIV, ponieważ ich prowadzenie było już wówczas bardzo okazałe – 42:19. Nie był to jednak kres możliwości mistrzów Polski. Falcons próbowali im jeszcze zagrozić, wprowadzając ponownie na boisko Keitha Raya, jednak Amerykanin wyraźnie kulał i nie był wstanie zaprezentować akcji biegowych, którymi zachwycał w tegorocznych rozgrywkach. Zagrał tylko kilka akcji i ponownie w jego miejsce zameldował się Dominik Niedziela, który nie był w stanie zaskoczyć białostoczan.

Lowlanders tymczasem nie ustawali w atakach, czego efektem jest touchdown Mikołaja Pawlaczyka po 3-jardowym biegu. Celne kopnięcie Wojciecha Pacewicza ustaliło wynik pierwszego z półfinałów na 49:19. W końcówce Zachary Blair zdołał jeszcze zanotować interception, co dało Ludziom z Nizin możliwość spokojnego oczekiwania na końcowy gwizdek.

– Mecz niestety nie ułożył się po naszej myśli. Pierwszą połowę delikatnie mówiąc przespaliśmy. Kiedy wynik na tablicy wskazywał 27 do 13 jeszcze tliła się w nas nadzieja. Gdy wróciliśmy po przerwie, mocno zmotywowało nas przyłożenie Keith’a Ray’a. Poczuliśmy, że wracamy na dobre tory i łapiemy wiatr w skrzydła, które jednak szybko nam podcięto kontuzją rozgrywającego. Od tamtej pory nasza ofensywa zaczęła grać nie tak, jak zakładaliśmy. Przechwyty oraz safety spowodowały, że już nie umieliśmy się podnieść. Podsumowując cały sezon, to jestem z niego jak najbardziej zadowolony, bilans 7-3 to świetny wynik. Wrócimy silniejsi! – zadeklarował Dominik Sikora, defensywny liniowy Tychy Falcons.

Lowlanders jako pierwsi zapewnili sobie udział w Polish Bowl XIV, w którym zmierzą się z drużyną Panthers Wrocław. Drudzy pokonali Seahawks Gdynia 52 do 6 w drugim meczu półfinałowym. Mecz finałowy zaplanowano na 29 czerwca. Odbędzie się na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu.

Reklama