Reklama

Jarosław Kazberuk – Wywiad

Sportowiec, rajdowiec, podróżnik, a teraz także bierze Pan udział w regatach.                               Skąd zamiłowanie do takiego emocjonującego trybu życia?

Wszystko bierze się z dzieciństwa. Bo tak naprawdę w dzieciństwie wszystko się zaczyna, kiedy te marzenia wydają się proste i łatwe do zrealizowania. Gdy byłem mały  marzyłem o przygodzie, o wyprawach i o tym by w życiu coś osiągnąć. Generalnie, zawsze miałem to zacięcie, aby kończyć wszystkie rzeczy, które rozpoczynałem. To zasługa mojego ojca, który często i gęsto uczył mnie być konsekwentnym w tym co robię. W dzieciństwie zaczynałem biegać na nartach, a później były biegi przełajowe, w których zawsze towarzyszył mi brat. Chcąc nie chcąc, byliśmy tym sprawnym pokoleniem, które dawało sobie świetnie radę w biegach wytrzymałościowych, a później w sportach ekstremalnych. Wiedziałem też, że jeśli będę coś robił w życiu to będzie to związane z podróżami i przygodą. Tą wielką przygodą było Judo, które przez wiele lat mnie ukształtowało i doprowadziło do tego, że podchodząc  do rajdów i wypraw  byłem mocnym , zdrowym zawodnikiem. Więc powiem jeszcze raz, wszystko to się bierze z dziecięcych marzeń.

Przy tylu zajęciach prowadzi Pan własną firmę , jak rodzina reaguje na Pański pracowity tryb życia?

Przez wiele lat byłem singlem. Trochę wydłużyłem czas, w którym mogłem decydować  jaka ma być intensywność tego życia. No, ale przyszedł ten czas, w którym się związałem. Mam żonę, dziecko i musiałem wyhamować. To jest takie zaciąganie hamulca ręcznego, ale tego hamulca nie zaciąga się na pasje, by z nich rezygnować. Zaciąga się czas, który tej pasji  poświęcasz. Jeżdżę nadal, pływam nadal i osiągam jakiś sukces w dziedzinach, które uprawiam. Teraz po prostu,  gdy lecę na zawody to po turnieju wracam pierwszym możliwym samolotem do domu, do rodziny. Kiedyś mogłem sobie pozwolić, żeby zostać, pozwiedzać choćby Amerykę Południową, czasem nawet gdzieś ponurkować. Intensywność tych doznań nie zmieniła się, po prostu wyjeżdżam jak najpóźniej i wracam jak najszybciej się da. Jeśli mówimy o rajdach i żeglarstwie, startujemy w zawodach najwyższej rangi  jaka jest możliwa. Udaje mi się zdobywać sukcesy mimo wieku, bo prawdę mówiąc  dopiero zawodnicy w tym wieku wygrywają. Niech przykładem będzie tu choćby Rajd Dakar. To wiek, w którym  głowa jest już odpowiednio nawarstwiona doświadczeniem, wiedzą i odpowiednim myśleniem, by osiągać takie rzeczy.

Skąd zmiana w rajdach i przesiadka na regaty?

W rajdach jeżdżę nadal, tylko teraz robię to na zmianę z pływaniem w regatach. W 2016 pierwszy raz popłynęliśmy w moim starym zespole, który został zmontowany z zawodników, którzy pływali kiedyś z Romanem Paszke. Do tego zespołu zostało dobranych wtedy dwóch zawodników rajdowych, Robert Szustkowski i ja. To nie był mój debiut w żeglarstwie, bo pływałem już wcześniej. Już wcześniej biliśmy rekordy w zespole Romana Paszke. W 2010 roku pobiliśmy rekord Polskiego Wybrzeża, a w 2011 pobiliśmy rekord przez Atlantyk na starej trasie Kolumba, udało się nam to zrobić w 8 dni i 2 godziny 53 minuty, i ten rekord do dziś nie został pobity. Więc miałem dużą wprawę w pływaniu, ale z czasem pojawiły się problemy finansowe w żeglarstwie i dalej robiłem swoje, czyli jeździłem w rajdach. Dziś się udaje to połączyć:  pływanie z rajdami,  co jest duża zasługą sponsorów.

W jakim Teamie i w jakim składzie Pan teraz startuje?

Drużyna się nazywa R-Six Team, która składa się z żeglarzy, rajdowców oraz drużyny eSportowej. Na stałe nasz zespół składa się z 6 do 8 osób. Szefem zespołu jest Robert Szustkowski, dalej jest Skipper Robert Janecki, żeglarze – Jacek Wysocki, Tomek Januszewski  oraz Albert Gryszczuk, który też jeździ z nami w rajdach. Na dłuższe trasy dobieramy dodatkowo dwie osoby: taktyka i lekarza. To oni właśnie tworzą team ,w którym pływam. Dodatkowo mamy jeszcze wsparcie logistyczne, mechaniczne i medialne, dzięki którym to wszystko trzyma się kupy.

Judoka, zwycięzca US Open, dalej Pan prowadzi treningi?

Tak. Nadal związany jestem z klubem Jagiellonia Judo Club Białystok i w miarę możliwości prowadzę tam treningi. W klubie ze mną jest mój brat Czarek, bratanek Mateusz oraz kuzyn Marcin. Staram się mieć kontakt z wszystkimi grupami wiekowymi, chociaż najczęściej prowadzę treningi dla grup młodszych. Dzieciaki widzą, że nie tylko w Judo zdobywam sukcesy, ( albo „zdobyłem sukces” – nie wiem czy on jest jeszcze aktywnym zawodnikiem)  ale osiągam doskonałe wyniki także w innych dziedzinach.  Taki wachlarz osiągnięć stanowi  dla nich pewien autorytet i tym samym uczy  je poszerzać  własne horyzonty. Zawsze staram się mówić dzieciom, że trenując Judo dochodzimy do pewnego momentu w życiu, w którym musimy zdecydować co będziemy robić.  Można się zająć innym sportem np. Karate czy Koluchstyl. Moi zawodnicy brali udział w zawodach Koluchstyl, zdobywając dobre wyniki. To bardzo bezpieczna, ogólnorozwojowa  dyscyplina sportu.

Jakie są Pana marzenia i cele na przyszłość?

Jestem marzycielem to mam tych marzeń trochę. Mam te marzenia w takiej swoje ‘’poczekalni’’ które czekają aż po nie sięgnę. Widziałem w życiu kilka pustyń lądowych i wodnych, bo tak naprawdę na środku Atlantyku jak się rozejrzysz to wszędzie jest woda i nic poza tym. Te wrażenie się utrzymuje przez kilka dni i jest podobne do tego na pustyni gdzie zamiast wody jest wokół tylko piasek. Więc moim kolejnym marzeniem jest następna pustynia tym razem lodowa. Od lat staram się zebrać odpowiednią ekipę na biegun Północny. Tu zasada jest podobna co do poprzednich wypraw, potrzeba po prostu odpowiednich ludzi, którzy znają się na takim klimacie i tych warunkach. To wszystko wymaga odpowiednich planów i czasu na realizację bo tak się spełnia te prawdziwe marzenia, nie od razu tylko przez pryzmat czasu i poświęcenia się temu. Następnym marzeniem w kolejce jest przejechanie Dakaru, ale tym razem już na motorze. To też jest bardzo trudna sprawa i kolejne lata na przygotowania. Musiałbym przynajmniej przez rok nie schodzić z motoru. Czy będzie na to czas, tego nie wiem. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał ku temu prawdziwą okazję, bo o tym myślę już od bardzo dawna. Ważne, że to marzenie gdzieś tam jest i motywuje mnie do dalszej pracy.

Reklama