Co za Man!
Humor, energia, bezpośredniość czy muzykalność – długo by można wymieniać zalety amerykańskiego gitarzysty Terry’ego Mana. W ”Famie” udowodnił, że muzyki nie trzeba szufladkować, tylko traktować z jednakową miłością, a publiczność zaśpiewa i zatańczy jak się jej zagra
Terry Man swój koncert, jakby wczuwając się w ducha miejsca, zaczął od bluesowego standardu. Jednak z każdą minutą przybywało zaskoczeń. Soul, funky, reggae, hity Hendrixa, Joplin, Reddinga, The Eagles czy The Police płynęły ze sceny z jednakową radością i lekkością. Każdy zagrany z ogniem, pomysłem, a przede wszystkim bez pustej wirtuozerii.
Sam Man gawędził, bawił publiczność żartami, opowiadał o spotkaniach z gwiazdami i swoim stosunku do wielkich i małych spraw tego świata. Mimo pewnej sztywności widowni, bez problemu namówił ją najpierw do wspólnego śpiewania, a potem zmusił do wstania znad stolików i żywiołowego tańca. Na poczekaniu improwizował teksty piosenek, a w końcu dał się zaprosić do wspólnego jam session, gdzie skromnie chwycił za gitarę basową. Co za niesamowity facet czyli właśnie Man.
Obejrzyj fragment koncertu – Plik wmv 6.1MB